MYDLMY SIĘ - czyli sauna, sebum i otwarte pory

Radosław Pawłowski

Nie ma chyba bardziej kontrowersyjnej czynności po saunie niż .... umycie się. Niektórzy robią to jakby z odrazą, inni – z przesadnym nabożeństwem, a jeszcze inni w ogóle nie wiedzą, po co mieliby się w ogóle szorować. Ale odpowiedź, jak to zwykle bywa w świecie pełnym potu, gruczołów i dziwnych słów z etykiet kosmetyków, jest dość prosta: tak, myjmy się.

Ale zanim wyturlamy się spod wiadra bosmana z przekonaniem, że jesteśmy teraz czyści niczym łza, zróbmy małą wyprawę poznawczą. Jak przystało na ludzi żyjących w XXI wieku, lubimy słowa, które brzmią poważnie – na przykład „detergent”. Brzmi, jakby mogło rozpuścić metal albo zabić plankton. A to przecież tylko ogólna nazwa dla wszystkiego, co myje – od babcinego mydła po glukozyd kokosowy, betainę kokamidopropylową. Tak, detergentem jest zarówno coś, co zawiera saponiny z mydlnicy lekarskiej (czysta natura), jak i to, co wyprodukowano w chemicznych kadziach pod czujnym okiem technologów w fartuchach.

Więc zanim zaczniesz krzyczeć na kogoś, że „myje się chemią”, przypomnij sobie, że mydło to też chemia – nawet ta najbardziej rustykalna, pachnąca kozą i lawendą. Detergenty są jak noże kuchenne – dobrze i wprawnie użyte przygotują smaczne danie.

Tu dochodzimy do mitu porów. Ludzie mają obsesję na punkcie tego, czy pory się otwierają, zamykają, czy może ciągle pozostają w niepewnym stanie średnio rozwarcia. Otóż nie, pory nie są jak drzwi od lodówki, którymi można trzaskać. Są to ujścia gruczołów – potowych, łojowych, oraz mieszków włosowych. I choć pod wpływem ciepła skóra rzeczywiście robi się bardziej „luźna” (w sensie fizjologicznym), to pory nie otwierają się automatycznie pod wpływem temperatury – zawsze są strukturą pół-otwartą, chociaż czasem zaklejoną tym co nasza skóra wydzieliła, one się rozszerzają.

Wyobraź sobie, że siedzisz w saunie. Pot cieknie ci po plecach jak rzeka i teraz myślisz: „Ale świetnie, oczyszczam się!”. Otóż niekoniecznie. Bo jeśli wcześniej nie umyłeś skóry, to tylko topisz stary łój, kurz, resztki kremu BB, a wszystko to z radością zostaje tam, gdzie było – na skórze, w innym porze.

To trochę jak z konchowaniem uszu świecą: podgrzewasz woskowinę, ale bez podciśnienia nic się nie wydarzy. Tak samo tutaj – podgrzanie to jedno, ale usunięcie brudu to już inna sprawa.

Gdy już się nagrzejesz jak bochen chleba w piecu, twoja skóra nie siedzi bezczynnie. Produkuje sebum, czyli naturalny balsam ochronny. Skład? Trochę tłuszczu, trochę wosków estrowych, odrobina skwalenu, wszystko to, co chciałbyś mieć na twarzy, gdy wieje i jest -10 stopni żeby skóra nie popękała. Sebum to nieodłączna cześć twoją barierę hydrolipidową, która po saunie jest jak skarpetka po praniu w 90 stopniach – przesuszona, nieco ściśnięta i pełna dziurek.

Ale jeśli po całej tej termicznej przygodzie po prostu się wytrzesz ręcznikiem i wrócisz do domu, to zaserwujesz sobie efekt uboczny: twoje sebum – już nie to pierwsze, ochronne, ale to późne, nadprodukowane wyrzutowo – zostanie na skórze. A ty, zamiast być czysty jak łza, położysz się spać w cienkiej warstwie własnego tłuszczu i potu. I to ma być „oczyszczone ciało”?

Krótki poradnik saunowego postępowania:

1. Przed sauną? Umyj się. Porządnie. Najlepiej naturalnym detergentem, może być pachnące mydło rzemieślnicze, z koziego mleka, z lawendą, z czymkolwiek, byleby było bliskie naturze.

2. W trakcie? Spłukuj się ciepłą wodą, nie zimną. Ciepła lepiej zbiera pot i tłuszcze. Pamiętaj o tym przed wejściem do balii z zimną wodą.

3. Po wszystkim? Znów się umyj. Delikatnie, ale skutecznie. Mydło dziecięce, bezzapachowe, hipoalergiczne – brzmi nudno, ale działa wspaniale. Twoja skóra dalej będzie produkowała sebum, ale odpowiednio oczyszczona a później wychłodzona i zrelaksowana nie zapewni Ci wyrzutu tłuszczowego, co zresztą widać często po saunie w postaci wyprysków, krostek (czopowanie ujścia gruczołów okołomieszkowych i rozwój bakterii beztlenowych).

Bo nie chodzi tylko o to, żeby wyjść z sauny spocony. Chodzi o to, żeby wyjść wypoczęty, czysty, zadowolony i – być może – trochę mądrzejszy w sprawie porów, sebum i detergentów.

Radosław Pawłowski AUTOR: dr RADOSŁAW PAWŁOWSKI
Safety Assesor kosmetyczny, saunamistrz, doktor nauk technicznych, towaroznawca zielarski, chemik specjalista nanomateriałów, toksykolog, absolwent Instytutu Metrologii i Inżynierii Biomedycznej Politechniki Warszawskiej. Aktywny saunamistrz z zamiłowaniem do seansów total experience oraz kosmetyki saunowej. Właściciel firmy edukacyjnej Gopher Naturalnie. W ramach swojej pracy zajmuje się przede wszystkim bezpieczeństwem stosowania surowców kosmetycznych i zielarskich. Publikuje artykuły branżowe w roczniku „Almanach o Zdrowiu” czy miesięczniku „Zdrowie bez leków”. Wykładowca Akademii Naturalnego Życia – instytucji szkoleniowej z zakresu fitoterapii i zielarstwa. Szkoleniowiec z zakresu kosmetyki saunowej i wykorzystania substancji roślinnych. Prowadzi profil instagramowy o szerokiej tematyce z zakresu prawa kosmetycznego i formulacji kosmetycznych.

Kategoria: